Dziś rano:

Miałam być właśnie w DD Tvn i opowiadać o śnie maluszków, a stoję na parkingu przed apteką w Kiełczowie. Tymek ma ostre zapalenie ucha. Aptekę otwierają dopiero za pół godziny. Zimno mi po nieprzespanej nocy. O ironio, dziś byłabym świetnym rozmówcą w temacie snu… Może jak wypiję 14 porcji tych okropnych ziół, które zapisała mi moja akupunkturzystka, a które wczoraj dotarły do mnie z Czech, poczuję się lepiej. Sen… Tak, wiem. Tego mi brakuje najbardziej. Gdy zasypiam z Tymkiem po 21:00 budzę się wypoczęta i szczęśliwsza. Dziś niestety wszystko jest trudniejsze… Jak zwykle, tylko jedna myśl jest tą ręką, która chwyta mnie, gdy spadam, żeby się roztrzaskać. Moja babcia i jej życiorys, z Aushwitz w tytule. Lamentujące, chore dziecko, zmęczenie i chwilowe poczucie bezradności i bezsensu, to przecież bzdura w porównaniu z Jej troskami… I co z tego, że jestem sama? Mam gdzieś w sobie ten pierwiastek siły. Tylko trochę trudno mi do niego dotrzeć… Ale dotrzesz, kobieto! Nie użalaj się nad sobą i nie panikuj!

Jak wrócę na Air Yogę, znów będę oazą spokoju, bujającą się w kokonie, który zawsze daje mi to niesamowite poczucie bezpieczeństwa i lekkości.

Przynajmniej słońce wyszło.

 

12:41:

Tymek ma się trochę lepiej <3 Ja też. Wszystkie puzzle i układanki jakie mamy w domu, poszły w ruch…

Ale co robi kołdra w salonie?

Cytując mojego synka – „Nie wiem”.

 

 

Zadzwonię do Babci.